FRAGMENTY I CYTATY

Fragmenty i cytaty z książki Miasto Zegarów i Wyspa Marcina Dębickiego



W oknach widział raz po raz dziwne twarze, ale to nie one sprawiły, że się bał, a przynajmniej nie tylko one. Odczuwał lęk przed nieznanym. Jakby nagle znalazł się na obcej planecie.



Po chwili z pomieszczenia w głębi rozległy się wrzaski i dziewczyna prędko ruszyła w ich stronę, a Doug odruchowo za nią. Pobiegli do pokoju, gdzie zastali młodego chłopaczka całego we krwi.



Wszystko potoczyło się szybko, nawet zbyt szybko. Zwykle to trwa tygodnie, miesiące, a niekiedy nawet lata, nie jeden dzień. Tak się dzieje w kiepskich filmach lub w równie tandetnych książkach. Albo w czyjejś wyobraźni. Tak czy owak, to ciekawe, czy nowo poznana jest tą, której być może szukał całe życie.



Dlaczego nie było drzwi? Nikt nie wiedział. Dlaczego ów budzący ciekawość mieszkaniec bał się ludzi? Pozostało to tajemnicą, tak jak i jego zagadkowa śmierć.



– Przejdę do rzeczy. Siostra moja jest może fiśnięta – powiedział konspiracyjnym szeptem, przybliżając ogorzałą twarz, po czym kontynuował już normalnym głosem: – Ale zna ludzi i ich tajemnice. A przynajmniej niektórych. Pańska przyjaciółka jest dobrą osobą, ale jej brat, ten… upośledzony chłopak… w mieście mówią, że zamieszkał w nim diabeł.



– (...)Pamiętam taką dziewczynę w moim wieku, jeszcze z czasów szkolnych. Chodziła wiecznie smutna, przygarbiona, obolała. Nie to, że była chora czy bita w domu. Nie. Po prostu zmęczyła się życiem.

Oboje spoważnieli.

– I co się z nią stało? – spytał po chwili Doug.

– Rok temu byłam na jej pogrzebie. Umarła we śnie.



Tylko że i tak niczego nie pamiętał. Całkowite zaćmienie, jakby nagle reżyser spektaklu postanowił zmienić scenerię i zatrudnił do tej roli początkującego aktora, który zastępuje poprzednika, znając tylko wcześniejsze kartki scenopisu.



Było już dosyć ciemno, więc Doug wyszedł z ukrycia i cicho, ale szybkim tempem ruszył w kierunku idącego za róg bezdomnego. Nie czuł żalu, że musi zrobić to, co trzeba, żadnych wyrzutów sumienia. W końcu to tylko sen.



A może niepotrzebnie się nad tym głowi, bo cokolwiek by nie uczynił, jego decyzja i tak jest z góry zapisana? Wolny wybór? Tak tylko się wszystkim wydaje.



Chłopiec trafił tutaj w niewiadomy sposób. Albo było tak, że teraz śnił, a rzeczywisty świat został za nim? Tak uważał na początku, tak uważał i teraz. A przynajmniej chciał w to wierzyć. Tylko tyle mógł zrobić: polegać na nadziei. Tęsknił za matką, ojcem, rodziną. Za domem rodzinnym, gdziekolwiek on był.



Wiesz, że w naszej kulturze wiara w zabobony ciągle jest żywa? Niby nie wierzymy w czary, duchy czy UFO, ale w podświadomości mamy przechowane wspomnienia dotyczące dawnych wierzeń. Czy też zapisane w DNA. W kolejnym pokoleniu – mimo że jego myślenie jest inne – zapis ukryty w genomie pozostaje ten sam. Rozwijamy się, lecimy w kosmos, budujemy machiny, ale dalej jest w nas ukryta wiara w elfy i gnomy.



Mieszkała sama w leśnej głuszy. Perspektywa życia na odludziu wśród dzikiej zwierzyny była pozornie mało atrakcyjna, a jednocześnie panna Clark wiedziała, że w tych okolicach jest bezpieczna. Tutaj duchów człowiek nie uświadczył. Oczywiście kawałek dalej dochodziło się do dwóch pokaźnych kopców, gdzie podobno na okolicznych wrzosowiskach widziano niestworzone rzeczy wyłaniające się z mgły, ale nikt nie mógł powiedzieć tego z całym przekonaniem.



Nieprzejednany w swym zadaniu sunął przed siebie niczym figura szachowa. Zdawał sobie sprawę, że był tylko pionkiem, bo status wyższej figury został zarezerwowany dla lepszych od niego, tych bardziej wpływowych.



W pewnej chwili usłyszała niepokojący dźwięk. Ktoś wdarł się do jej przestrzeni. Nie widziała wyraźnie, ale obcy buszował na dworze, tuż przy drzwiach jej domostwa. Czego chciał? Czego tu szukał?



W martwym kosmosie krążyła planeta. Wyglądała niewinnie z odległości, lecz po wejściu w atmosferę dostrzegałeś coraz więcej skaz na jej powierzchni. Pojawiały się coraz szersze pęknięcia, które zamieniały się w szczeliny, a te kryły w swych załomach krainy w niewyobrażalnych ilościach. Każda z tych krain z odległości kusiła niczym biblijny wąż Ewę.



Nie wiem jak inni tutaj, ale czasami dręczy mnie przeczucie, że każdy z nas jest zagubiony na tej Wyspie.



Założenie, że ktoś na co dzień ma taki sam charakter, co w sytuacjach niezwyczajnych, już z miejsca jest błędne. W końcu nosimy maski, kryjąc prawdziwe uczucia, a realna powłoka niekiedy różni się od tej, jaką nakładamy na siebie.



Oczywiście po naszej śmierci ciało umiera, a dusza, zakładając jej istnienie, leci dalej. Wierzymy, że idzie do nieba. Inni mówią, że przechodzi reinkarnację. Ktoś powie, że stajemy się duchami i żyjemy w innej rzeczywistości. Sceptycy całkiem wątpią w jej istnienie i negując ją, eliminują dalsze życie, tym samym skazując ludzi na króciutki żywot. Smutna prawda. Ale mylą się, co mogę panu powiedzieć na sto procent.



W ciemnościach jeziora zabulgotało. Nowo powstała substancja, gęsta i pulsująca, na wpół organiczna, próbowała przyoblec się w kształt. Drgająca Rzecz o niejasnej strukturze, wytwarzająca impulsy elektryczne, kotłująca się w środku otchłani. Kolejne uderzenia prądu zmuszały ją do szybszego działania, napędzały od środka ożywione włókna. Martwa powłoka, niebędąca jeszcze niczym, poczęła przenikać tajemnymi kanałami do człowieka, który już istniał i stawał się czymś namacalnym. Proces trwał, a fale ciemnej wody buzowały, tańcząc w mroku.



Opanował go nagły strach, że popełnia jednak błąd. Nie tędy droga. To nie jezioro, tylko złowrogi portal do czegoś strasznego.






Książka Miasto Zegarów i Wyspa Marcina Dębickiego – wizualizacja
Zamów książkę Miasto Zegarów i Wyspa Marcina Dębickiego – księgarnie i sklepy

LUB ZOBACZ WIĘCEJ:

Recenzje, opinie i oceny o książce Miasto Zegarów i Wyspa Marcina Dębickiego

Zobacz więcej – opis świata i bohaterów z książki Miasto Zegarów i Wyspa Marcina Dębickiego